Mamy już accept na brifa więc fokusujemy się na taskach i to asap, żeby nie było fakapu, bo deadline jest na next week. Musimy to zrobić bo to nasz target w tym miesiącu, inaczej poleca kejpiaje. MEJK SENS?
Większość z nas PMów na co dzień pracuje w środowisku międzynarodowym, gdzie głównym językiem komunikacji jest angielski. Dedlajny, asapy, fakapy, meetingi, challenge… to nasz chleb powszedni. Nie wiem jak Wy, ale ja czasem więcej w ciągu dnia używam angielskiego, niż polskiego. Mam wrażenie, że pewne zwroty tak już się przyczepiły do PMów i środowiska projektowego, że nie ważne czy firma i projekty są polskie, czy nie – pewna korpomowa rozgościła się na dobre. Co za tym idzie, pewne zwroty przenikają do codziennego życia. Gdy stoję przy ekspresie z kawą i słyszę dwóch deweloperów mówiących po polsko-korpo-angielsku to aż kubek w ręce drży. Dlaczego?
Generalnie nie mam nic przeciwko temu, o ile ten język nie wykracza poza rozmowy w małej grupie zainteresowanych, powiedzmy wewnątrz zespołowo oraz nie wnika do życia prywatnego. Jednak używanie takich zwrotów na co dzień sprawia, że przyzwyczajamy się do nich i np. podczas konferencji z zewnętrznym klientem takie zwroty wpadają mimochodem, a klient łapie się za głowę, nie dość, że niekoniecznie zna branżę i jej terminy to na dodatek ten zangielszczony polski… to wpływa na jakość komunikacji i jasność przekazywanego komunikatu. Kolejna sytuacja: prezentacje, czy przed klientem, czy wewnątrz firmowe. Jeśli są w rodzimym języku – litości… nie wplatajmy w co drugie słowo challengy i performanców – po pierwsze, to totalne niechlujstwo językowe, a po drugie przekazywanie informacji w polsko-korpo-angielsku również wpływa negatywnie na ich przyswajalność przez odbiorców.
No i na koniec, życie prywatne. Gdy na imieninach u babci spotykam się z kuzynostwem, którzy też pracują w korpo, co prawda w innej branży, ale jednak… i zaczyna się rozmowa o pracy to babcia łapie się za głowę, bo nic nie rozumie. Potem tłumaczymy jej te asapy i fakapy, a biedna myśli, że nam już całkiem się w główkach poprzestawiało 😉
Dlatego apeluję: nie zanieczyszczajmy języka! Jeśli piszesz do polskiego klienta/zespołu – pisz po polsku. Jeśli zależy nam na jasnej komunikacji z klientem/zespołem, dokumentacji wymagań, która jest jednoznaczna i zrozumiała przez obie strony to zacznijmy pracę u podstaw.